Na początku mojej przygody z frywolitką poszukiwałam odpowiedniej nitki. Wiadomo, materiał to rzecz podstawowa. Uczyłam się sama, trochę z książek, trochę z internetowych filmików a przede wszystkim - na własnych błędach ;) Dziś postanowiłam wreszcie spisać efekty tych eksperymentów - ku pamięci własnej i pożytkowi ewentualnych przyszłych twórców koronki frywolitkowej ;)
- Zaczynając naukę frywolitki dobrze wybrać nitkę na tyle grubą, żeby można było swobodnie obserwować, jak powstają supełki. Grubszą nitkę również łatwiej rozwiązywać w razie błędów ;)
- Nitka zbyt sztywna, woskowana może się rozplątywać w trakcie roboty, zwłaszcza jeśli jest to ostatni supełek. Mocniejsze zaciągnięcie nie zawsze pomaga.
- Nitka składająca się z wielu drobniejszych nitek - np.: mulina - nie nadaje się na frywolitkę. Te małe nitki to indywidualistki po prostu - każda ucieka w swoją stronę i współpracy nie ma za grosz!
- Podobnie wygląda sprawa z nitkami posrebrzanymi. Zazwyczaj są to dwie nitki skręcone luźno ze sobą i podczas pracy rozplątują się. Owszem, można frywolitkować, ale nitka przesuwa się wówczas z pewnym oporem. No i zakończenia również wymagają mocniejszego zaciągnięcia. Zresztą, nitka posrebrzana ładniej wygląda na kłębku niż na skończonej frywolitkowej robótce. A tu przykład:
|
Nitka na kłębku versus skończona frywolitka |
- Nitka elastyczna lub zbyt puszysta utrudnia odpowiednie ściskanie słupków, całych kółeczek i łańcuszków. Im mocniej taką nitkę zaciągnę, tym mniejsza frywolitka mi wyjdzie. Muszę więc dokładnie pamiętać, z jaką siłą zaciągałam poprzednie kółeczko, żeby kolejne wyszło dokładnie takie samo. Nie mówię, że nie możliwe do wykonania, ale zdecydowanie mi to pracę uprzykrza ;)
- Najlepiej leży mi w ręku nitka bawełniana, dobrze zwinięta (też nie za mocno, ale i nie całkiem luźno), taka, która swobodnie poddaje się supełkom. I się nie mechaci!
Takie są moje preferencje w zakresie nitek. A Wy jaką nitkę uważacie za najlepszą? :)